piątek, 15 kwietnia 2016

Section 2


Po obudzeniu się poraziło mnie bardzo jasne światło. Zakląłem po cichu, czując okropny ból rozchodzący się w czaszce i w całym ciele.
Westchnąłem głośno, powoli otwierając oczy. Leżałem w dużym białym pokoju, gdzie większość miejsca zajmowało łóżko, na którym leżałem, i aparatura.
Szpital.
Starałem się sobie przypomnieć, co się stało. Musiałem wysilić swój mózg do myślenia, co przyprawiło mnie o zawrót głowy.
Kłótnia, Wypadek.
Nagle ogarnęła mnie panika. Gdzie jest mama i Jan? Co z nimi? Ile ja byłem nieprzytomny?
Do ręki miałem przypięty wenflon z rurką, przez którą płynęło coś czerwonego.
Chciałem się podnieść, ale wtedy skrzywiłem się z bólu.
- Powoli, nie podnoś się-odparł młody mężczyzna wchodząc do sali. Zmarszczyłem brwi.
- Gdzie...Gdzie ja jestem? Gdzie mama i Jan?- Westchnął smutno poprawiając swój biały kitel, po czym usiadł na krzesełku przy łóżku.
- Jak się czujesz?
- Bardzo boli mnie głowa.
- Dobrze- zapisał coś na kartce- Wymioty?- Pokręciłem Głową.
- Gdzie mama i Jan?
Odłożył podkładkę z kartką, po czym spojrzał na mnie.
- Bardzo mi przykro, ale twoja matka nie żyje- to uderzyło we mnie niczym nagle porażenie prądem.
Pokręciłem głową, czując pieczenie pod powiekami.
- Pan kłamie! Gdzie jest moja mama?
- Nico ona nie żyje. Przykro mi, twój ojciec za niedługo przyjedzie- dodał, po czym wyszedł zostawiając mnie w szoku.
Zacząłem się trząść z strachu, serce biło mi jak szalone, myśli przelatywały mi przez głowę, łzy zaczęły kapać strumieniami.
" To nie możliwe! Nie możliwe!"

***
Ze szpitala wyszedłem po tygodniu. Wszystkie rany zaczęły się dobrze goić, i nic mi nie groziło. Oczywiście, musiałem przyjść na kontrolę, chociaż mi wszystko było jedno.
Moi najbliższy odeszli na zawsze, zostawili mnie samego.
A ja nie umiałem się z tym pogodzić.
W dzień, kiedy miał się odbyć pogrzeb moich najbliższych pierwszy raz od wyjścia ze szpitala miałem pojawić się na dworze.
Siedziałem w czterech ścianach, płacząc po nocach za moimi rodzicami.
Tyle rzeczy chciałem im powiedzieć, do tego odeszli i nie zdarzyliśmy się pogodzić.
Ubrałem czarny garnitur, po czym pojawiłem się w salonie na dole. Teraz miałem zamieszkać z moim ojcem. Nie wiem jak to będzie, na razie myślę by jakoś wytrzymać ten ciężki dzień.
- Nico- spojrzałem na mojego ojca- Jesteś pewien, że chcesz iść?
- Nie mogę przed tym uciekać. Nie na tym rzecz polega, z resztą chce się z nimi pożegnać.
- Jak uważasz- wzruszył ramionami- Dasz siłę?
- Muszę, nie ma innego wyboru.         
- Owszem jest.
- Nie...Jedźmy!- Rozkazałem odwracając głowę, czując jak do oczu napływają mi łzy.

Tydzień Później...

 - Ale, że nowy Jork?!- Wykrzyknąłem oburzony, kiedy podczas obiadu, kiedy, mój tato oznajmił mi, że musimy przenieść do Nowego Jorku. Nie rozumiałem tego, został mi tu ostatni rok nauki, i co nagle mam trafić do nowej szkoły i zacząć całe nowe życie.
- Nico my tam mieszkamy.
- To mogę zostać z ciocią.
-Nie mam mowy- rozkazał biorąc łyk herbaty.
- Ale...



- I tak nie masz przyjaciół.
To mnie cholernie zabolało, Pomrugałem by się nie rozpłakać, i zachowałem kamienną twarz.
- Dziękuje, To miłe- wykrztusiłem wstając od stołu i zanosząc naczynia na blat.
- Nico źle mnie zrozumiałeś.
- Nie sądzę.
- To nie miało TAK zabrzmieć.
- Ale zabrzmiało- szepnąłem, zapinając swoją bluzę- Idę się przejść.
- Dokąd?
- Niedaleko.
- widzę się najpóźniej o 22, jutro wyjeżdżamy.
- Czyli nie mam nic do gadania?- Nie odpowiedział, westchnąłem wychodząc  z kuchni. Kiedy wyszedłem na zewnątrz warknąłem:
- Dlaczego mnie do kurwy tak nienawidzisz?- Patrząc w ciemno zachmurzone niebo, nie wiem, czego się spodziewałem.
(  Królewny śnieżki do kurwy!)
Narzuciłem kaptur na głowę, po czym ruszyłem przed siebie.
Zmierzałem do tylko jednego miejsca gdzie mogłem być sobą. Na cmentarz, tam zostawiłem cząstkę siebie.


Droga zajęła mi półgodziny, przez które jeszcze bardziej się zdołowałem widząc zakochane pary trzymające się za ręce, nie dość, że nie mam przyjaciół, do tego moi bliscy umarli...A moja miłość...Nigdy jeszcze nie miałem...No wiecie tej drugiej połówki.
" Kto wie, może w Nowym Jorku kogoś spotkam"
Parsknąłem pod nosem, słysząc swoją myśl.
' Z resztą, co mi szkodzi, chyba bardziej nie mogę cierpieć"...

Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że wyjazd do Nowego Jorku odmieni wszystko. Że w moim życiu pojawi sie fanka anime i mangi, szalona dziewczyna o błękitnych wlosach, dziecko słońca i osoba, która skradnie moje serce i nauczy mnie kochać,


Przepraszam za błędy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz